Dzisiaj bez zdjęć i bez biżuterii. Mam nadzieję,że to co Wam dzisiaj opowiem spowoduje, że z większą uwagą zaczniecie śledzić co dzieje się z Waszymi listami.
Rok temu ( dokładnie rok i jeden dzień) przeprowadziłam się do małej miejscowości pod Jarocinem. Jest tutaj agencja pocztowa, w której również można nabyć ciuchy itd. W tym samym czasie zaczęłam wymieniać się na portalu Wizaż, głównie książkami i półfabrykatami, z czasem doszły wymianki blogowe, zarówno ogólne jak i prywatne, udało mi się również sprzedać kilka rzeczy na Allegro, dwa razy brałam udział w akcjach charytatywnych. Jak możecie sobie policzyć tych paczek, które wysłałam przez ostatnie 12 miesięcy było sporo.
Dwa tygodnie temu w poniedziałek, udałam się z samego rana do naszej Agencji by wysłać 4 listy, nie pamiętam dokładnie do kogo- chyba jedna do Agi z Robótkowego Zacisza, druga na aukcje do IZY i dwie sprzedane książki.
Wszystkie wysyłałam listem poleconym - dwie priorytetem.
Na drugi dzień przychodzi do mnie listonosz z listem. Wszystkie przesyłki przyjmuje z ogromną radością, jednak ta mnie trochę zdziwiła, bo poznałam swój charakter pisma, pytam się, dlaczego wróciła, okazało się, że to nie był zwrot. Na poczcie (tj w tej Agencji) zamiast przykleić znaczki tam gdzie adresat, naklejono tam gdzie nadawca tzn ja. Dopiero we wtorek znalazłam czas żeby iść to wyjaśnić - kobieta zwalała winę, na listonosza, na pocztę główną i nie wiadomo jeszcze na co. W końcu jakoś udało jej się to odkręcić.
Kilka dni później z ciekawości sprawdziłam w internecie czy ta paczka w ogóle wyszła i okazało się, że w ogóle nie ma takiego nr paczki, przy okazji sprawdziłam inne listy i okazało się, że większość tych które miały iść priorytetem poszło zwykłym ekonomicznym. Posłałam mojego męża na tą pocztę, bo ja już nie miałam siły. Jeśli sprzedaje jakieś rzeczy i ktoś mi płaci a droższą przesyłkę, a ja wysyłam tańszą, to ja wychodzę na oszustkę, nikomu do głowy nie przychodzi,że to pani na poczcie (tzn cały czas podkreślam w tej agencji) sobie w ten sposób dorabia.
Jak się tłumaczyła? Że naklejki się mogły odlepić, ale z większości?? Chciała nawet pieniądze oddawać, czyli myślę, że robiła to świadomie, jak porozmawiałam z innymi ludźmi, okazało się każdy z nich praktycznie co najmniej raz wysłał coś, co miało być u Adresata na drugi dzień, a szło np tydzień.
Myślę, że w normalnej placówce pocztowej nie ma takich przewałów, ale proponuje by w tych właśnie agencjach zwracać większą uwagę na to co robią z listami.