Wreszcie dziś się skończyły licytacje dla małego Patryka. Pewnie zastanawiacie się czemu napisałam wreszcie, skoro najpierw sama Was zapraszałam, prosiłam o udostępnienie, fanty itd. Wreszcie, ponieważ za moją dobroć spotkała mnie naprawdę duża przykrość. To ja zaproponowałam rodzicom Patryka pomoc. Matka dziecka od początku wiedziała jaka jest moja sytuacja, że mam dwójkę małych dzieci, że mąż jest kierowcą pracuje do wieczora, a czasem nawet co drugi dzień jest w domu. Oferowała swoją pomoc. Poprosiłam tylko raz by wyjaśniła kobiecie jak ma zainstalować grę, którą sama podarowała i wtedy się zaczęło... Dowiedziałam się,że ona nie ma czasu, rozumiem, że siedzi z dzieckiem w szpitalu, ale naprawdę non stop była dostępna na FB, więc czy nie miała chwili by wyjaśnić sprawę? Napisała, mi że kobieta ma sobie poszukać kodów na necie, ona nie ma czasu, a ja mam tą sprawę załatwić, ja mam zdrowie dzieci, więc czas mam. Mam swoje sprawy, swoje domowe obowiązki, swoje zainteresowana i zobowiązania chociażby wobec Was i zabaw na które się zapisałam, a mimo to poświęcałam kilka godzin dziennie na prowadzenie tego bazarku, wysyłałam setki próśb o udostępnienie, dołączenie, o fanty, jak nie było co wystawiać musiałam kupić, przedmioty zapakować i zawieźć wózkiem na pocztę i na swój koszt wysłać. W pewnym momencie zostałam z tym wszystkim całkiem sama, choć od początku miałyśmy być we trzy... Najważniejsze to jednak mimo wszystko powinna być moja rodzina, a mąż miał pretensje, że tyle wieczorów na to poświęciłam, dziecko mi się pytało kiedy skończę grać na komputerze. Matka Patryka była bardzo roszczeniową osobą, traktowała mnie jak pracownika na etacie, potrafiła dzwonić w sobotę czy niedzielę wieczorem po 21, bo chciała non stop coś na już i wciąż od niej słyszałam "żeby to dobrze poszło" "żeby dużo kasy z tego było". Ogólnie od słowa do słowa, jak jej napisałam ile ja zrobiłam dla tej akcji, to dowiedziałam się, że powinnam się z nią zamienić i wejść w jej buty....czyli mieć dziecko chore na raka....mało tego zostałam jeszcze obgadana przez innymi "onkomamami", a na końcu jak kuzynka pojechała odwieźć fanty te niesprzedane do teściów Sylwii - dziadków Patryka, którzy mieszkają u mnie na wsi były jeszcze pretensje, że po co się w ogóle za to brałam... Po to by Patryk miał 5677zł na worki stomijne,na kosmetyki itd... Po to....
Czy warto pomagać? W czasach gdy co drugi odwraca głowę gdy ma coś z siebie dać, trochę czasu zainteresowania... udaje, że go to nie dotyczy...
Warto, ale na pewno nie warto robić czegokolwiek kosztem swojej rodziny, swoich dzieci itd...