Mara, oddana żona i mama adopcyjna, kiedyś odnosiła sukcesy jako wzięta
prawniczka, a obecnie zmaga się z coraz bardziej dotkliwymi objawami
ciężkiej, nieuleczalnej choroby. Mimo wsparcia bliskich nie może się
pogodzić z utratą niezależności i przystosować do nowych warunków, co
skłania ją do podjęcia dramatycznej decyzji o odejściu na zawsze. Daje
sobie pięć dni na pożegnanie wszystkich, których kocha.
Scott, nauczyciel gimnazjum i trener koszykówki, od roku wraz żoną
sprawuje opiekę zastępczą nad ośmiolatkiem z trudnego środowiska. Za
pięć dni chłopiec, którego Scott zdążył pokochać jak własnego syna, ma
wrócić do biologicznej matki.
Mara i Scott mieszkają tysiące kilometrów od siebie, ale łączy ich
przyjaźń nawiązana na internetowym forum, gdzie wymieniają się opiniami i
dodają sobie nawzajem otuchy w najtrudniejszych chwilach.
Historie Mary i Scotta pokazują, jak różne mogą być granice ludzkiej
wytrzymałości. Czasami miłość nakazuje za wszelka cenę zatrzymać
ukochaną osobę, a czasami wymaga, żeby pozwolić jej odejść.
Czy znajomości internetowe są równie autentyczne jak te nawiązane
osobiście? Czy samobójstwo można uznać za akt odwagi? Jak poradzić sobie
z egoistyczną potrzebą bycia z bliską osobą, w chwili kiedy choroba
przysparza jej ogromnych cierpień?
Mara od 4 lat choruje na Huntingtona, nieuleczalną chorobę która ma straszne skutki - pacjent z czasem traci kontrolę nad swoim ciałem, a także pogarsza mu się sprawność umysłowa. Kobieta była jeszcze przez pewien czas czynna zawodowa, jednak ciągłe kłopoty z pamięcią sprawiły, iż musiała z pracy zrezygnować. Objawami są np. niekontrolowane ruchy - chodzenie jak osoba pijana, zmiany nastroju, nietrzymanie moczu czy dziwne reakcje na ostre dźwięki. Mara postanowiła, że kiedy choroba wejdzie już w ostateczną fazę, przed całkowitą utratą kontroli nad swoim ciałem popełni samobójstwo w najbliższe urodziny. Zostało jej 5 dni na przygotowanie wszystkiego i pożegnanie się z rodziną.
Można uznać taki akt zarówno za odwagę jak i tchórzostwo, dla mnie jednak jest to oznaką tego pierwszego. Trzeba mieć nie lada odwagę by świadomie skończyć swoje życie z miłości do bliskich, by ich nie obarczać ciężarem opieki nad "rośliną". Oczywiście każdy ma prawo żyć, jednak dla jednych do życia wystarczy powietrze, a inni chcą dla siebie czegoś więcej.
Scott rok temu przyjął pod swój dach kilkuletniego chłopca z patologicznej rodziny. Matka małego trafiła do więzienia, natomiast jego brat jest świetnie zapowiadającą się gwiazdą sportu. Scott jest dla chłopca obcą osobą, byłym nauczycielem owego brata, mimo wszystko wraz z żoną podejmuje się tego obowiązku. Otacza chłopca troską, miłością, zrozumieniem, bezpieczeństwem, zabezpiecza jego podstawowe potrzebny. Rok bardzo szybko mija i za 5 dni będzie musiał się z maluchem pożegnać, sprawa jednak diametralnie się zmienia, gdy matka chłopca umiera z przedawkowania narkotyków. Mężczyzna z wielką ochotą pełnił by dalej opiekę nad dzieckiem, jednak jego ciężarna żona nie jest temu tak przychylna.
Bohaterowie książki poznali się na forum rodzin adopcyjnych. Mimo iż nie znają się osobiście i tak wiele ich dzieli rozmawiają na wiele tematów, dzięki czemu łączy ich niezwykła przyjaźń.
Jesteście ciekawi jak zakończą się obie historie? Zapraszam do lektury.
Piękna, wzruszająca książka o miłości, rodzinie, cierpieniu, stawia nam pytania na które każdy sam musi sobie odpowiedzieć: jakie są nasze granice, czy dopuszczamy samobójstwo dla dobra rodziny? czy jesteśmy w stanie przyjąć na siebie całkowitą odpowiedzialność za obcego człowieka?